Boleniowa Premiera

Boleniowa Premiera

Swoją przygodę z boleniami rozpocząłem dość niespodziewanie, bez specjalnego nastawienia na sukces w postaci wyjętego bolka z wody. Podejście to, spowodowane było uprzedzeniami zrodzonymi podczas słuchania od kolegów wędkarzy, opowiadań o chytrości i sprycie tej ryby oraz jej trudnościach w łowieniu. Jednak nastała w moim wędkarskim życiu taka chwila, aby samemu przekonać się i poczuć jak pogromca faktów oraz mitów i zweryfikować wszystko, co do tej pory (z wiedzy teoretycznej) wiedziałem, i czego jeszcze nie wiedziałem, o łowieniu tych drapieżników.

Ze swoją decyzją trafiłem w idealnym momencie, ponieważ wyższy stan wody w Wiśle niż zazwyczaj, przyciągnął je bliżej brzegu, gdzie gromadziła się drobnica, na którą to ów bolek poluje. To stwarza większe, o wiele większe szanse na spotkanie z tą rybą. Oczywiście nie tylko same brzegi skupiają drobne ryby w czasie wyżu hydrologicznego. Wszelkie zanurzone pod wodą głazy, przelewy obfitujące w dobrze natlenioną wodę, główki i warkocze tworzące się za nimi oraz rafy są znakomitym lokum drobnicy, a w ślad za nią oczywiście stanowiska boleni. Pierwszego bolenia (niedużego, mierzącego równe 50 cm), udało mi się wyciągnąć po około 40 minutach rzucania z jednego miejsca. Branie nastąpiło tuż pod moimi nogami, co przyprawiło mnie momentalnie o szybsze bicie serca. Nieustępliwe rzucanie przynętą wzdłuż opaski przy brzegu dało swoje rezultaty. Te spektakularne ataki są niesamowite i zaskakujące! Ten dzień był dla mnie pierwszą udaną lekcją, z której sądzę wyciągnąłem słuszne wnioski. Po pierwsze ciche podejście na miejscówkę oraz niepostrzeżone zachowywanie się na niej, były tego dnia kluczem do sukcesu. Boleń faktycznie jest ostrożnym rywalem dla wędkarza, dlatego najmniejszy hałas czy widok wędkującego, jest dla niego sygnałem do zachowania szczególnej ostrożności.

Kolejna wyprawa, następnego dnia, nie była już tak owocna. Miałem bardzo ładne uderzenie bolenia w wobler, jednak po wcięciu ryby, mój pośpieszny entuzjazm w czasie holu, nie pozwolił mi zadowolić się wyjętym z wody osobnikiem. No cóż. to była mimo wszystko lepsza lekcja niż dzień wcześniej! Nie zniechęciło mnie to, a wręcz zagrzało do walki. Po otrzymaniu dobrych rad od bardziej doświadczonego kolegi dotyczących stoickiego spokoju i odczekania aż bolek będzie, można powiedzieć mniej zdziwiony, że trafił w sztuczną przynętę, a nie w żywą ofiarę, z pozytywnym nastawieniem, czekałem na powtórną sposobność spotkania pana bolka. Powiem szczerze, że uparłem się na łowienie boleni chcąc upewnić się, że pierwszy nie był złowiony przeze mnie przypadkiem. Jak się okazało upór w połączeniu z dobrymi radami, był  idealnym sposobem na ich upragnione upolowanie.

Typowanie miejsc było już mniej skomplikowane. Więcej czasu poświęciłem na doskonalenie rzucania przynętami, które "podawałem" boleniom nie bezpośrednio na czubki ich nosów, a nieco wyżej, pozwalając napłynąć przynęcie nieco powyżej potencjalnego miejsca przebywania boleni i prowokując je tym samym do odruchowego ataku.Mając do czynienia z warkoczem tworzącym się na szczycie główki, i ciągnącym się przez parę metrów, rzucałem przynęty na  granicy spokojnej wody i natlenionego warkocza w którym przebywała drobnica. Również obserwując wodę i miejsca ataków boleni np. przed przelewami, kamieniami i wzdłuż zatopionych opasek, celowałem przynętami wyżej i niżej, bliżej i dalej na wodę, czekając na branie. Ten właśnie sposób kombinacji pozwolił mi na znalezienie odpowiedniego miejsca przebywania tych ryb i przyniósł efekty w postaci bardzo ładnych boleni. Każda następna wyprawa również była owiana sukcesem, mniejszych bądź większych okazów.

Co do samych przynęt i sprzętu, który stosowałem. przynętami były woblery 7-9 cm, lżejsze przy rzucaniu przez przelewy, na których często osadza się prawie wszystko co tamtędy przepłynie, nieco cięższe przy obrzucaniu opasek i warkoczy - prowadzone zazwyczaj szybko. Wędką, która pomimo moich obaw, dała sobie znakomicie radę, był kijek Daiwy, Exeler 2,70 m. , 3-18 g. wyrzutu. Żyłka stosowana w zestawie 0,20 stroft.

Podsumowując moje spostrzeżenia podczas premierowego łowienia boleni, stwierdzić, że największym wrogiem są utarte stereotypy, że tylko bardzo doświadczeni wędkarze mają szanse złowić te czujne ryby. Determinacja i cierpliwość pozwoliły mi zdobyć kolejne doświadczenie i przekonać się, że zawsze warto próbować,  do czego zachęcam wszystkich! Bolenie na pewno oczarują każdego swoimi atakami, a każda chwila spędzona z wędką nad wodą da nowe doświadczenia i przyniesie spostrzeżenia pozwalające zwiększać swoją skuteczność i powiększać galerię zdjęć z naprawdę pięknymi okazami.

autor: Janek Pisarski

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.