Słodko – Gorzka Rzeczywistość

Słodko - Gorzka Rzeczywistość

Sytuacja jaka mnie spotkała, ma dwojaki wydźwięk... Z jednej strony to co usłyszałem - zobaczyłem, mnie uradowało, żeby za chwilę zasmucić czy wręcz zdenerwować. Wszystko to miało miejsce nad moją ulubioną rzeką Wkrą, niezwykle malowniczą i dziką niemal na całej swej długości. Prawdą jest też, co mówią niektórzy wędkarze, że we Wkrze w porównaniu  z  poprzednimi latami (10 - 20 lat wcześniej) jzłów i wypuśćest coraz mniej ryb, jak i ich gatunków. Można stwierdzić, że problem ten dotyczy już niemal wszystkich Polskich wód. Pomimo tych opinii sama Wkra potrafi zaskoczyć swym bogactwem. W obecnym czasie zdarza się to sezonowo co oznacza, że można nadal złowić prawie każdy gatunek słodkowodnych ryb, jak to bywało niegdyś ale....właśnie "ale". Teraz ryby należy podzielić na grupy, które można łowić regularnie jedynie wiosną, inne latem, a jeszcze inne dopiero późną jesienią. Można powiedzieć, że nic takiego się nie dzieje, kto dobrze pozna tę rzekę, może naprawdę cieszyć  jej rybim bogactwem. I tu właśnie pojawia się ogólnopolski problem,  związany na ironię,  z wędkarzami którzy bądź wychowali się nad danym akwenem, bądź od wielu lat na nim łowią, poznając od podszewki sposoby na bardzo efektywne wędkowanie. Niestety nie wykorzystują  tej wiedzy dla dobra swoich wód i ku własnej uciesze z wędkarstwa, tylko wręcz odwrotnie, dla skutecznego pozyskiwania rybiego mięsa.
Niestety do tak skrajnych wniosków i mocnych słów skłoniła sytuacja, jaka spotkała mnie właśnie na Wkrze. Był piękny wakacyjny poranek, w czasie którego, jak z resztą przez cały okres letni, poświęcałem się łowieniu kleni na spinning. Tego dnia kończąc już  łowienie postanowiłem jeszcze pojechać w jedno sprawdzone miejsce, znajdujące się pod mostem w jednej z sąsiednich wsi. Lubię tam łowić, ponieważ najpierw można nacieszyć się widokiem pięknych medalowych kleni, żeby potem próbować się z nimi zmierzyć, co udaje się niezwykle rzadko. Jak wiadomo te największe osobniki są bardzo sprytne i ostrożne, a atakują przynętę głównie te mniejsze 30-40 centymetrowe. Jednak mi to wystarcza, zabawa jest przednia, a świadomości tego, iż  piękne osobniki są gdzieś w okolicy, napawa dużym optymizmem, że idzie ku lepszemu.

Częstymi obserwatorami moich zmagań stają się przypadkowi przechodnie, mniej lub bardziej związani z wędkarstwem, wszyscy jednak tak samo ulegają widokowi pięknych kleni, dostojnie pływających między filarami mostu.
Tak było i tego ranka. Na moście pojawił się starszy Pan (mieszkaniec owej miejscowości), którego wcześniej widziałem, jak łowił klenie na naturalne przynęty powierzchniowe. W krótkiej rozmowie  opowiedział mi jakie klenie udaje mu się poławiać. I tu zaczęła budzić się we mnie niesamowita radość, iż we Wkrze można łowić klenie w przedziale ok. 50-60 centymetrów! Był koniec lipca, a ten Pan miał już na swoim koncie kilka takich wyników, kiedy do końca sezonu jeszcze daleka droga. Nie ukrywam, że zaimponował mi swą wiedzą i wynikami. Czar prysł kiedy usłyszałem od niego, że bardzo lubi ryby i często je łowi, bo "nie ma to jak świeża rybka"... Uważam, że należy wypuszczać ryby(bez względu na ich wielkość) więc sam też tak robię, tym bardziej klenie wielkości ok. 50-60 centymetrów, to już okazy nie tylko w wymiarze niewielkiej Wkry. Po takiej dawce informacji zebrałem się i zmieniłem miejsce, na nowe które znajdowało się w niewielkiej odległości od mostu. Niestety i zmiana miejsca nie pomogła, bo ochota na dalsze wędkowanie mi przeszła. Gdy już postanowiłem wracać do domu, podszedł do mnie łowiący nieopodal wędkarz (starszy Pan-jak się okazało na emeryturze). Nasza rozmowa przebiegała analogicznie do tej pierwszej, gdy już doszliśmy do naszych wyników w tym sezonie, okazało się , że Pan ten urodzony i wychowany w okolicy, może pochwalić się dużą wiedzą na temat łowienia kleni. Jego wyniki, co prawda gorsze jeżeli chodzi o wymiar ryb od wyników mojego poprzedniego rozmówcy-średnia wielkość klenia wynosiła ok. 50 cm. - za to ilości złowionych i zabranych ryb była zatrważająca. Od maja do połowy  lipca liczba ta wyniosła 47 kleni! Podkreślam, iż Wkra jest niewielką rzeką, w której co prawda gatunkiem dominującym jest kleń, ale nie zmienia to faktu, że jest to zbyt duża liczba ryb złowionych i zabranych w tak krótkim czasie przez jednego wędkarza. Wędkarz jak sam o sobie mówił jest emerytem i niemal codziennie bywa nad rzeką, ostentacyjnie i dumnie wyjmując przy tym z wody siatkę z pięknym kleniem.

Ten poranek byłNO KILL jak zły sen. Z jednej strony wielka radość, że we Wkrze nadal można podziwiać i regularnie łowić medalowe klenie, a z drugiej tragiczny ich koniec na patelni... Tego dnia jakby nastąpił wysyp "mięsiarzy" - bo inaczej nie można tego nazwać.
Szalę goryczy przeważyło kolejne zdarzenie tym razem znad Narwi, kiedy to zobaczyłem jak zmieniający się ze swoimi kolegami (dobre miejsce, zawsze jest zajmowane przez kolegów dla kolegów )kilku wędkarzy wyciąga swoje sadzyki  z rybami. Jedną siatkę musiało nieść do samochodu dwóch wędkarzy!  Obraz ten dopełniły, w niekrótkim czasie trafiające do mnie informacje, jak to na Wiśle łowi się od kilku dziesięciu do ponad stu leszczy(głównie leszczy) w ciągu kilku dni, a dokonują tego dwie, trzy osoby. Takich rybodajnych miejsc na Wiśle i Narwi jest wiele, i wszystkim są one dobrze znane. Zastanawia mnie, dlaczego wędkarze ci nie są kontrolowani, a miejsca te szczególnie odwiedzane przez odpowiednie służby!
Przykłady te popchnęły mnie do tego, aby w końcu wylać na papier swą złość i żal. Brak zrozumienia- to jedyne co czuje - dla  krótkowzrocznego, prymitywnego i pozbawionego wszelkiej kultury i klasy wędkarstwa!!! Przykrym jest fakt, że tak pełen możliwości sport, staje sie jedynie formą zaspokojenia naszych najniższych potrzeb.

Problemy te nie dotyczą tylko Wkry, Narwi, czy Wisły, jak wiemy i wszędzie o tym czytamy jest to problem globalny. Może należy spojrzeć na temat ten trochę szerzej i zacząć od siebie samych. Moi marzeniem jest aby w Polsce zaniechano połowów masowych na rzecz turystyki wędkarskiej. Lecz by było to miarodajne i efektywne w wodach muszą być  ryby. Niestety będzie ich ubywało jeśli wciąż  większość wędkarzy będzie wychodziła na ryby "po ryby", a nie z czystej przyjemności i pasji. Przecież każdy wędkarz musi mieć w sobie choć odrobinę pasji by uprawiać wędkarstwo. Sport ten jest na tyle specyficzny, że nie da sie nim interesować choćby ze względu na panującą w danym momencie modę-trzeba mieć w sobie coś więcej, tym czymś jest  pasja. Dlatego właśnie rozwijajmy i promujmy wędkarstwo z klasą,  świadomi konsekwencji swoich czynów. Pozostawmy następnym pokoleniom w naszych wodach, coś więcej niż tylko pustkę, śmieci i złe wspomnienia...

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.